Rolki nie kurzą się już na półce. Wkładam je po kolei do puszki i naświetlam.
Efekt z 1 filmu: kilka klatek z zenita 122 + kodak gold 200.


www.bednarczyk.blogspot.com
Jest 14 grudnia, godzina 17:32, poniedziałek. Dzisiaj wypadają moje urodziny. Gdyby cofnąć się 28 lat wstecz to właśnie teraz odcinano by moją pępowinę i podawano by mnie w ramiona mojej matki. Niestety rodzice już nie żyją. Zginęli w wypadku, gdy byłem na studiach. Matka była troskliwa i kochająca, natomiast ojciec był surowym typem. Chciał dyscypliny, twardej ręki, mówienia „proszę taty”.
Tymczasem stoję na ul. Stawowej, czekam na autobus jadący w kierunku mojego mieszkanka przy Jagiellońskiej 27. Jest zimno, nie przeszkadza mi to wcale. 17:36 nadjeżdża autobus linii 6. Wsiadam razem z tłumem ludzi. Wszyscy jadą w milczeniu z posępnymi minami. Wyjątek stanowi grupa młodzieży w wieku 17/19 lat. Tylko oni jadą w dobrych humorach ciągle przekrzykując się. Pewnie denerwowałoby mnie to gdybym rano nie zabrał ze sobą swojego odtwarzacza mp3. Mogę oddzielić się wysokim murem od wszystkich. Oszczędzić sobie wysłuchiwania tych infantylnych dialogów. Na poszczególnych przystankach ludzie wymieniają się w autobusie. 17:52 dojeżdżam do celu. Wysiadam. Odpalam papierosa. Stoję chwilę obserwując wszystko dookoła jakbym pierwszy raz był w tym miejscu. Po chwili ruszam w stronę Jagiellońskiej. Idę paląc papierosa. Wymijam szarych, spieszących się ludzi. Pewnie jestem taki sam jak cała ta społeczność. Przemierzam ulicę po ulicy. W końcu staję przed kamienicą o numerze 27. Wchodzę na ostatnie piętro. Przekręcam klucz w zamku i wchodzę do mojego pustego i zimnego mieszkania. Siadam do komputera sprawdzając pocztę. W odebranych wiadomościach znajduję tylko reklamy, bez większych zmian. Udaję się do kuchni. Parzę kawę i odpalam kolejnego papierosa. Przez moją głowę przewijają się setki myśli. Nie mogę się skupić. 19:30 nalewam szklankę ulubionego whisky. Udaję się do sypialni. Po drodze włączam płytę z muzyką Czesława Śpiewa. Siadam kolejny raz do komputera. Otwieram folder ze zdjęciami z sesji reklamującej nowe kosmetyki. Zabieram się do pracy, ale w mojej głowie totalna pustka. Na bieżąco uzupełniam szklankę whisky. Spalam papierosa za papierosem. Po paru godzinach mam gotowych kilka projektów. Mogę uznać pracę za skończoną na dzisiaj. Odkładam laptopa na szafkę przy łóżku. Dopiero teraz zauważam, że wcześniej włączona płyta już dawno przestała grać. Wychodzę na balkon. Patrzę na moje miasto, jak żyje o tej porze. Dopalam papierosa, dopijam whisky. Wchodzę powrotem do sypialni i kładę się na chwilkę na łóżku. Moje oczy same się zamykają. Walczę z tym, ale ostatecznie przegrywam ten spór. Zasypiam w ciszy, w samotności.